6 stycznia 2017

Chanel No. 5 L'Eau


Klasycznej Piątki od Chanel nie trzeba nikomu przedstawiać. Jest to jeden z najbardziej kultowych, ikonicznych zapachów na świecie, a także perfumowy synonim luksusu. O klasyku pisałam już Wam osobną recenzję, możecie ją przeczytać tutaj. Jak zatem na tle aldehydowego No. 5 wypada wersja L'Eau? Na pewno jest dużo lżejsza i bardziej przystępna, niż pierwowzór. L'Eau to ukłon w stronę młodszych odbiorców, którym klasyczne No. 5 wydaje się zbyt... retro. L'Eau nie jest też pachnidłem aż tak wymagającym jak klasyk zapewne dotrze więc do wielu kobiet.


Chanel No. 5 L'Eau otwiera się subtelnie. W oryginale dominują aldehydy, tutaj ten wymiar aldehydowy został złagodzony, ograniczony. On występuje nadal ale w znacznie mniejszej ilości. W ten sposób z Chanel No. 5 zdjęto pewnego rodzaju ciężkość, a L'Eau nabrało dzięki temu więcej tlenu w płuca i innej przestrzeni - bardziej kremowej. No. 5 L'Eau nadal jest opowieścią dość mydlaną, ale historia ta podana jest w bardziej zrozumiały sposób. To trochę tak jakby istniała jedna wersja tego samego zapachu, ale w dwóch wydaniach: dziennym i wieczorowym lub dla matki i córki. Czasami mówię też, że klasyczna Piątka to hymn pochwalny przeszłość, natomiast L'Eau to oda do nowoczesności. Porównując te dwa zapachy dostrzeżecie z łatwością te czasowe różnice.


W L'Eau na pierwszą próbę wystawiają się migoczące cytrusy - i tutaj sprawa ma się podobnie jak z aldehydami - cytryny w L'Eau nie są tak mocne i ciężkie jak w klasyku. Są rześkie. Tutaj mamy do czynienia bardziej z cytrynowym soczkiem w pudrowej otoczce, niż z dorodnym, kwaśnym owocem. Dodano też akord pomarańczowo - mandarynkowy wybrzmiewający dość słodko, którego w klasycznej Piątce nie ma. Wyczuwam też lekkie, świetliste neroli, którego moim zdaniem jest więcej w L'eau. W pierwowzorze został on zaduszony przez aldehydy, z kolei w L'Eau wypłynął na powierzchnię i zaczął oddychać. Och, w tej fazie jest mi tak cudownie, że mogłabym się w niej zatopić i zostać już na zawsze! Otwarcie L'Eau jest naprawdę przepiękne!

Później jest już niestety trochę gorzej. Gdy docieram do nut serca... zapach jakby całkowicie wycofuje się, niknie. Nie ma tutaj pięknego kwiatowego rozkwitu, tak, jak to się dzieje w pierwowzorze. Obserwuję raczej oddalanie się - wyczuwam od czasu do czasu jaśminowo - różane przyśpiewki, którym dyryguje ylang-ylang. Nie jest to jednak TEN uwodzący jaśmin i TO charakterne ylang-ylang, któremu oddaję się bez reszty podczas spryskiwania się klasyczną Piątką. Naprawdę szkoda, że serce zapachu nie jest bardziej wyraziste... W pierwowzorze kwiaty akcentują silnie swoją obecność, tutaj natomiast muszę doszukiwać się ich, wytężać nos, by do nich dotrzeć. One gdzieś giną pomiędzy ostrością cytryny a mydlanym wydźwiękiem.

Jak możecie się zatem domyślić, moja przygoda z Chanel No. 5 L'Eau kończy się dość szybko - po 3 godzinach. Gdy zaczynam wyczuwać pierwsze podrygi lekko zimnego piżma, wiem, że niedługo dobrniemy do końca. Czasami udaje mi na samym końcu "przyłapać" także wanilię. Jest ona jednak dość wyciszona i nijaka.


W pierwszej fazie zapach jest naprawdę piękny i świeży, bardzo promienny, ale jest też bardzo ulotny... Dlatego trzeba go przetestować globalnie, by nie dać się uwieść temu czarującemu początkowi. Gdyby No. 5 L'Eau chciało trochę dłużej pożyć na mojej skórze, pokazać kwiatowe oblicze... Podroczyć się ze mną... Wtedy na pewno rozejrzałabym się za flakonikiem. A tak, pozostaje mi tylko ciężko powzdychać. Wielka szkoda, naprawdę. Niestety nie wydam tak dużych pieniędzy na coś, co trwałością przypomina mgiełkę zapachową średniej klasy.

Dajcie znać, czy z Waszej skóry Chanel L'Eau też tak szybko znika?
Co sądzicie o samym zapachu?

Skład perfum: 
cytryna, mandarynka, pomarańcza, neroli, aldehydy, bergamotka, lima, róża majowa, jaśmin, ylang-ylang, cedr, białe piżmo, wanilia, korzeń irysa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

TOP